6 marca obchodzimy Europejski Dzień Logopedy. Świętuję tradycyjnie - kolejny kurs i kolejny certyfikat. I tak sobie myślę, że wpadłam w pułapkę. Im dłużej się uczę, tym więcej widzę braków w swojej wiedzy. Nikt nie wie wszystkiego i nie ma ludzi nieomylnych. Ale ja powinnam! Nie mogę zawieść swoich pacjentów!
Podczas weekendowego kursu przeżyłam kilka załamań. Bo nie prowadzę zajęć tak, jak wykładowczyni. Nie mam jej energii, pomysłów, zabawek. U mnie jest dużo spokojniej. Nie jestem nią. Po drugie uświadomiłam sobie, że popełniłam kilka błędów. Nie śmiertelnych, nie kluczowych nawet, ale można było inaczej.
A potem prowadząca pokazała film, z komentarzem "Tu powinnam inaczej". W czasie dyskusji okazało się, że o mioterapii wiem więcej niż ona. Czyli nie jest ze mną źle. Nie popełnia błędów tylko ten kto nic nie robi.
Każdy terapeuta ma swoje mocne i słabe strony. A czasem po prostu jego energia nie zgrywa się z energią dziecka. Trochę jak w małżeństwie.
Czy jestem mądrzejsza po szkoleniu? Trochę tak. Przede wszystkim o wiedzę, że wiem dużo. Dostałam impuls i nowe pomysły. Nie mam już wyrzutów sumienia, że rzadziej korzystam z lustra i coraz mniej siedzę przy stoliku.
Z każdym kolejnym kursem przekonuję się jak bardzo wszystkie systemy w naszym ciele są od siebie zależne. A logopedzi stają się coraz bardziej wyspecjalizowani. Mi specjalizacja nie grozi. Działając w niewielkiej społeczności i chcąc się utrzymać muszę się zajmować wszystkim. I znowu- wszystkim po trochę oznacza, że niczym dokładnie. Dlatego wciąż łaknę wiedzy, jak kania dżdżu.