Kończy się miesiąc, trzeba przygotować faktury. Teoretycznie prosta sprawa, są do tego programy. Ale po kilka razy sprawdzam czy na pewno dobrze wpisałam ilość zajęć. W międzyczasie wpada mi do głowy pomysł na ćwiczenie. Muszę przygotować pomoce. Tak, wiele z nich to DIY. Proste, a nawet banalne. Na przykład bałwanek z butelki, służący głównie do terapii ręki. Uwielbiam drobiazgi za grosze, kupione w Pepco czy innym Action. I potem księgowa się dziwi, że na fakturze gumki do włosów i stojak na talerze, a ja opisuję jako "Pomoce logopedyczne". Jak je wykorzystuję? O tym napiszę innym razem.
Robi się późno, czas pójść do gabinetu. W planie pięcioro dzieci, każde inne. Zajęcia trwają po 30 minut. Ale zostawiam sobie czas na przedłużenie (jeśli dziecko tego wymaga), posprzątanie, przygotowanie następnych pomocy, łyknięcie herbaty. Zazwyczaj przyjmuję co godzinę. Ale nie dzisiaj. Kiedy skończę z Elą, pod drzwiami będzie już czekał Michał. Jego siostra ma o tej godzinie zajęcia w sąsiednim budynku. Rodzicom wygodnie jest przywieźć ich w tym samym czasie. Zaraz potem przyjdzie Julek. To jedyny pasujący im termin. Mama prosiła, a ja nie umiem odmawiać. Po Julku Wojtuś. Oby nie przyszedł wcześniej, bo nie mam zapasu czasowego. I na końcu, już bez pośpiechu Tomek. Ale i tak będę zmęczona. Głównie tym, że nie będę mogła spokojnie skupić się na pacjencie. Stale będę kontrolować ile jeszcze mamy czasu, co zdążymy zrobić, z czego mogę zrezygnować, a co jest niezbędne.
O ile łatwiej by było, gdyby to były podobne przypadki! Mogłabym mieć jeden zestaw pomocy na dzień. A te dzieci nie tylko mają różne problemy, ale też różnią się wiekowo. Najstarsze ma 9 lat, najmłodsze 2. Zupełnie inaczej się z nimi pracuje. Co oczywiście jest ciekawe, ale też wyczerpujące.
Wrócę późno. Podsumuję miesiąc. Wyślę faktury. Wysłucham webinaru. Dzięki Ci Panie, za szkolenia online! Czy będę mieć siłę na cokolwiek? Może lampka wina...
Tak, znam to z opowieści koleżanki i nie tylko, bo prosiła mnie o zdjęcia z zajęć i opis na stronę szkoły. Ona niestety nie ma luksusu pracy z jednym uczniem, a pomocy tworzy tyle, że chyba nie sypia!
OdpowiedzUsuńLampka wina i dobry film to chyba miły wieczór, choć czasem i na film brak sił!
jotka
Tak, z jednym dzieckiem pracuje się zupełnie inaczej. Ale i tak trzeba być czujnym i dopasowywać się do nastroju malucha. Wieczór jest mój!
UsuńBardzo lubiłam pracę we własnym gabinecie Potem miałam własną Poradnię. A potem wszystko szlag trafił.
OdpowiedzUsuńPraca na swoim daje swobodę doboru metod i ograniczenie biurokracji do tej niezbędnej. To chyba największe zalety.
I jeszcze swoboda czasu pracy. Oraz dobór pacjentów- jeśli mi coś nie pasuje, to dziękuję za współpracę.
UsuńGdzieś czytałam, że nie chodzi się do pracy, jeśli kocha się swoją pracę. Z Tobą podobnie, bo widać, że jesteś oddana swoim dzieciom, które Cię potrzebują.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
To prawda. Nie chodzę do pracy :)
UsuńAle nie musisz użerać się z absurdalnymi decyzjami przełożonych ...
OdpowiedzUsuńBardzo to sobie chwalę! Szczerze mówiąc, przełożeni to był główny powód mojego odejścia ze szkoły
Usuń