piątek, 21 kwietnia 2023

Z życia wzięte

 Odbieram telefon: 

- Mówi Zofia R...ska (O miło, że się pani przedstawia. Wprawdzie podniesionym głosem, ale i tak doceniam) MAM DZIECKO, DŁUGO NIE MÓWIŁO TERAZ MÓWI. TRZEBA NAUCZYĆ '"SZ". BIERZE PANI?- wykrzykuje do słuchawki, jakby strzelała z automatu. 

 Trochę próbuję panią uspokoić. Czterolatek nie musi mówić "sz", zwłaszcza, jeśli rozwój mowy był opóźniony. Ale oczywiście warto sprawdzić, czy nie ma innych problemów. Rodzice często się martwią czymś co problemem nie jest, a nie dostrzegają tego nad czym rzeczywiście trzeba pracować. Pani nie słucha. Krzyczy coś o hulajnodze. Chyba nie do mnie. Nie wiem czy już skończyłyśmy rozmowę, czy mam czekać. Właściwie powinnam to przerwać, zaoszczędziłabym sobie nerwów. 

- TO BIERZE PANI?

Mam wielu (chyba zbyt wielu) pacjentów. Ale zgadzam się zajrzeć w kalendarz. Rodzice zwykle chcą terminu po przedszkolu i pracy, a ja mam popołudnia już zajęte 

- Najpóźniejsza dostępna godzina u mnie... - Nie kończę. Przerywa mi głos nieznoszący sprzeciwu.

- MOJE JEDYNE TERMINY TO WTOREK I PIĄTEK. 

Zatkało mnie. Rozumiem, że mam się dostosować. Zapala mi się czerwona lampka. Ale chyba zbyt słaba. Znajduję godzinę. Tłumaczę procedurę. Żeby się do spotkania przygotować potrzebuję informacji o dziecku. Zwykle wysyłam ankietę. Dzięki temu ja będę przygotowana, a spotkanie potrwa krócej. Nie tym razem

- JA NIE MAM CZASU NA ANKIETY! MAM SWOJE LATA (?), ZGADZAM SIĘ, ŻEBY BYŁA PANI NIEPRZYGOTOWANA

Nie chcę tego dłużej ciągnąć. Porozmawiamy przy spotkaniu. Przesyłam adres gabinetu i informację o płatności (tylko przelew). Znowu telefon.

- ALE JA ZAPŁACĘ GOTÓWKĄ! 

- Moja księgowa nie zgadza się na gotówkę. Nie mam kasy fiskalnej.

- NIE SZKODZI. ŻEBY ZROBIĆ PRZELEW MUSZĘ JECHAĆ DO BANKU. ZAPŁACĘ GOTÓWKĄ.

- Ale może bankowość elektroniczna...- nieśmiało proponuję

- JA MAM NOWY TELEFON, NIE MOGĘ ELEKTRONICZNIE. JA ZNAM ŻYCIE, PROWADZIŁAM FIRMĘ itp, itd. 

Nie słucham, nie mam na to czasu. Postanawiam wytłumaczyć przy spotkaniu. 

Nadszedł ten dzień. Nowi pacjenci zwykle przychodzą wcześniej. Nie znają drogi, nie wiedzą gdzie będą mogli zaparkować. Czasem się spóźniają parę minut, bo nie mogą znaleźć furtki. Nie denerwowałam się, kiedy o umówionej godzinie nikt się nie pojawił. Telefon zadzwonił 7 minut po czasie.

- Pani magister, my się spóźnimy. ( Szok, nikt mnie tak nie tytułuje) Proszę czekać

Czekam. I zaczynam się denerwować. Bo tracę czas. Nie mogę zająć się czymś sensownym, bo mogą przyjść w każdej chwili. No i kolejne plany będę musiała poprzesuwać. Im dłużej ich nie ma, tym mniej czasu na diagnozę zostaje.

Kwadrans po telefonie o spóźnieniu nadal nikogo. Dzwonię.

- My już jesteśmy pod domem

Skoro są niedaleko, to wpuszczę i wytłumaczę, że diagnoza nie może być przeprowadzona solidnie, bo nie mam na to czasu. Czekam. Pół godziny po umówionym czasie ubieram się i wychodzę. Jak zamknę drzwi, to nie będę miała pokus, żeby się złamać. Spotykamy się przy furtce. 

- Dzień dobry, Pani chyba do mnie. Bardzo mi przykro, ale nie mogę dłużej czekać. Mam inne zobowiązania, a pół godziny na diagnozę to za mało. Przepraszam, ale nie widzę szans na współpracę.

-  NIE MOGŁAM WCZEŚNIEJ, JESTEM ZMĘCZONA, NIE WYSPAŁAM SIĘ. JA PANI ZAPŁACĘ.

- Przykro mi, nie zależy mi na pieniądzach. (i co mnie obchodzi Pani zmęczenie?)

- JA PRACUJĘ Z LEKARZAMI. NAWET ONI NIE TRAKTUJĄ TAK PACJENTÓW. ZNAJDĘ KOGOŚ INNEGO!

- Powodzenia.

Długo jeszcze wykrzykiwała za mną 

- PANI, LO-GO-PE-DA! PANI, LO-GO-PE-DA! 

Chyba chciała, żeby to brzmiało obraźliwie. Cóż, w moim gabinecie działam na moich warunkach.


* Imię i nazwisko bohaterki oczywiście zmienione

sobota, 8 kwietnia 2023

Mogło być świątecznie

   

 Ale nie będzie. Środowisko logopedów jest zbyt oburzone. Co z nami będzie?

    Rząd przyjął projekt ustawy o niektórych zawodach medycznych. Jego celem "jest uregulowanie warunków i zasad wykonywania 17  zawodów medycznych, które dotychczas nie były objęte regulacjami ustawowymi, a także kwestii dotyczących ustawicznego rozwoju zawodowego, rejestru oraz odpowiedzialności zawodowej tych osób." I bardzo dobrze. Tylko czy ustawa obejmująca tak różne zawody może dobrze działać? Czy jest dobra dla logopedów?

    Ustawa dotyczy 17 zawodów, w większości pomocniczych. W żadnym z nich, poza logopedą i dietetykiem, nie pracuje się samodzielnie. Owszem, elektroradiolog sam wykonuje zdjęcia, ale nie on decyduje co ma prześwietlić i nie on zdjęcie opisuje. Podobnie protetyk słuchu i pozostałe zawody. A logopeda prowadzi pacjenta od wywiadu, przez diagnozę, terapię, do wyleczenia. Zupełnie inna specyfika. 

    Zawód logopedy jest zawodem interdyscyplinarnym. W pracy łączymy wiedzę z wielu różnych dziedzin. To kolejny powód dlaczego powinniśmy mieć osobną ustawę. 

    Projekt określa, że wykonywanie zawodu logopedy polega na "przeprowadzaniu badań logopedycznych w celu ustalenia stanu rozwoju mowy i zaburzeń i ustalanie oraz prowadzeniu logopedycznego postępowania korekcyjno-terapeutycznego ". Cóż, nie zawsze interesuje mnie rozwój mowy. Przychodzą do mnie pacjenci ortodontyczni, którzy mowę mają rozwiniętą, ale pozycja spoczynkowa języka nie jest prawidłowa. Są pacjenci mówiący, ale niepotrafiący się komunikować. Są dzieci z zaburzeniami przetwarzania słuchowego. I tak dalej...

    Osoba wykonująca zawód medyczny musi być zatrudniona w placówce leczniczej. W ochronie zdrowia jest miejsce dla około 12% logopedów. Co z tymi zatrudnionymi w szkołach i przedszkolach? Stracą prawo do tytułu zawodowego? Co z prowadzącymi, jak ja, własne gabinety? Będziemy musieli je dostosować? Bardzo kosztowne, a czasem niemożliwe. I oczywiście będziemy w gabinetach używać wyrobów medycznych. Żegnajcie książeczki, klocki, zabawki.

    Mieszkając w Indonezji nie praktykowałam. Bardzo za tym tęskniłam. Po 6 latach, zanim zdecydowałam się na powrót do zawodu poszłam na studia. Poszerzyłam kwalifikacje, zostałam neurologopedą. W świetle nowej ustawy- zupełnie niepotrzebnie. Wystarczyłoby, żebym przez pół roku praktykowała pod okiem innej osoby wykonującej zawód medyczny. Na przykład lekarza czy pielęgniarki. Yhm?

    Właśnie, kwalifikacje. Uważam, że mam szerokie. Ale czy wszystkie zostaną uznane? Nie jest to takie pewne. Ustawa nie wspomina o neurologopedach.

    Nie jestem prawnikiem. Nie wiem czy dobrze interpretuję to co czytam w projekcie. Ale niepokoję się jak moje koleżanki. Protestujemy i prosimy o podpisanie petycji (a potem kliknięcie linka w mailu) https://www.petycjeonline.com/apel_logopedow_w_sprawie_projektu_ustawy_o_niektorych_zawodach_medycznych?s=101067035

   

wtorek, 7 marca 2023

Syndrom oszusta

   

6 marca obchodzimy Europejski Dzień Logopedy. Świętuję tradycyjnie - kolejny kurs i kolejny certyfikat. I tak sobie myślę, że wpadłam w pułapkę. Im dłużej się uczę, tym więcej widzę braków w swojej wiedzy. Nikt nie wie wszystkiego i nie ma ludzi nieomylnych. Ale ja powinnam! Nie mogę zawieść swoich pacjentów!

   Podczas weekendowego kursu przeżyłam kilka załamań. Bo nie prowadzę zajęć tak, jak wykładowczyni. Nie mam jej energii, pomysłów, zabawek. U mnie jest dużo spokojniej. Nie jestem nią. Po drugie uświadomiłam sobie, że popełniłam kilka błędów. Nie śmiertelnych, nie kluczowych nawet, ale można było inaczej.

   A potem prowadząca pokazała film, z komentarzem "Tu powinnam inaczej". W czasie dyskusji okazało się, że o mioterapii wiem więcej niż ona. Czyli nie jest ze mną źle. Nie popełnia błędów tylko ten kto nic nie robi.

  Każdy terapeuta ma swoje mocne i słabe strony. A czasem po prostu jego energia nie zgrywa się z energią dziecka. Trochę jak w małżeństwie.

   Czy jestem mądrzejsza po szkoleniu? Trochę tak. Przede wszystkim o wiedzę, że wiem dużo. Dostałam impuls i nowe pomysły. Nie mam już wyrzutów sumienia, że rzadziej korzystam z lustra i coraz mniej siedzę przy stoliku.

   Z każdym kolejnym kursem przekonuję się jak bardzo wszystkie systemy w naszym ciele są od siebie zależne. A logopedzi stają się coraz bardziej wyspecjalizowani. Mi specjalizacja nie grozi. Działając w niewielkiej społeczności i chcąc się utrzymać muszę się zajmować wszystkim. I znowu- wszystkim po trochę oznacza, że niczym dokładnie. Dlatego wciąż łaknę wiedzy, jak kania dżdżu.

   


czwartek, 23 lutego 2023

Podróże kształcą

   

Zrobiłam sobie urlop. Bez szkody dla pacjentów, bo przerwy są niezbędne w procesie uczenia się. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że mają wartość terapeutyczną. Dlatego zawsze powtarzam rodzicom, że nie musimy odpracowywać zajęć, które przepadły z takiego czy innego powodu. Owszem ważna jest systematyczność i świetnie, jeśli spotykamy się regularnie. Ale przerwa też jest potrzebna.

   Wybrałam się do Gruzji. W krótkim czasie udało się zobaczyć Tbilisi i Batumi (i śnieg pod palmami). Pięknie było! Ale ja nie o tym, bo to nie jest blog podróżniczy. 

   Język gruziński jest, moim zdaniem, trudny fonetycznie. Przede wszystkim zawiera dużo gardłowych dźwięków. O ile polskie głoski występują w parach dźwięczna- bezdźwięczna, to gruzińskie dobierają się w trójki dźwięczna- bezdźwięczna- ostra. Ciężka sprawa. Na szczęście dogadywałam się w innych językach. Przez tydzień opanowałam (ale nie zautomatyzowałam) tylko dwa słowa: dzień dobry i dziękuję.

   W pociągu do Batumi wyszedł ze mnie terapeuta miofunkcjonalny. Naprzeciwko siedziała dziewczynka lat 7-8. Zwróciłam na nią uwagę jak tylko weszłam. Nie, nie rozrabiała. Ale ta twarz! Pociągła, opadnięte kąciki oczu, szczęka wąska, lekko cofnięta żuchwa. Aha! Na pewno przerośnięty migdał! Miałam dużo czasu (5 godzin jazdy), żeby potwierdzić diagnozę bez zaglądania do gardła. Dziewczynka zasnęła z głową na kolanach mamy. Chrapała. Buzia oczywiście otwarta, język na dole. Musiała oddychać ustami, bo migdał blokował tor oddechowy przez nos. W takiej sytuacji, język nie może przyjąć prawidłowej pozycji spoczynkowej (przy podniebieniu), bo blokowałby drogę powietrza przez usta. 

   Dziecko się obudziło głodne. Jadło i pięknie prezentowało kolejne konsekwencje nieprawidłowej budowy anatomicznej. Żuła kanapkę, a buzia wciąż była otwarta. Zamykała ją tylko do przełknięcia. Wniosek? Przetrwały niemowlęcy sposób połykania. Czyli z językiem na dole i przy współpracy z wargami. Czego efektem była międzyzębowa realizacja wielu głosek. Nie, nie jest to charakterystyczne dla języka gruzińskiego.

   Podsumowując- otwarte usta, język leżący za dolnymi zębami to sygnał do kontaktu z logopedą.

środa, 1 lutego 2023

Dzień z życia logopedy

 Leniwy poranek. Nie ma pośpiechu, pacjenci przyjdą po południu. Chociaż to coraz wcześniejsze popołudnie jest, bo pacjentów przybywa. Przy kawie telefon. Prośba o konsultację. Najlepiej wieczorem, bo rodzice w pracy, a dziecko w żłobku. Nie ma szans. Na pierwsze spotkanie potrzebuję sporo czasu, z zapasem nawet. Umawiamy się na 11.30, za tydzień. 

   Kończy się miesiąc, trzeba przygotować faktury. Teoretycznie prosta sprawa, są do tego programy. Ale po kilka razy sprawdzam czy na pewno dobrze wpisałam ilość zajęć. W międzyczasie wpada mi do głowy pomysł na ćwiczenie. Muszę przygotować pomoce. Tak, wiele z nich to DIY. Proste, a nawet banalne. Na przykład bałwanek z butelki, służący głównie do terapii ręki. Uwielbiam drobiazgi za grosze, kupione w Pepco czy innym Action. I potem księgowa się dziwi, że na fakturze gumki do włosów i stojak na talerze, a ja opisuję jako "Pomoce logopedyczne". Jak je wykorzystuję? O tym napiszę innym razem.

   Robi się późno, czas pójść do gabinetu. W planie pięcioro dzieci, każde inne. Zajęcia trwają po 30 minut. Ale zostawiam sobie czas na przedłużenie (jeśli dziecko tego wymaga), posprzątanie, przygotowanie następnych pomocy, łyknięcie herbaty. Zazwyczaj przyjmuję co godzinę. Ale nie dzisiaj. Kiedy skończę z Elą, pod drzwiami będzie już czekał Michał. Jego siostra ma o tej godzinie zajęcia w sąsiednim budynku. Rodzicom wygodnie jest przywieźć ich w tym samym czasie. Zaraz potem przyjdzie Julek. To jedyny pasujący im termin. Mama prosiła, a ja nie umiem odmawiać. Po Julku Wojtuś. Oby nie przyszedł wcześniej, bo nie mam zapasu czasowego. I na końcu, już bez pośpiechu Tomek. Ale i tak będę zmęczona. Głównie tym, że nie będę mogła spokojnie skupić się na pacjencie. Stale będę kontrolować ile jeszcze mamy czasu, co zdążymy zrobić, z czego mogę zrezygnować, a co jest niezbędne.

   O ile łatwiej by było, gdyby to były podobne przypadki! Mogłabym mieć jeden zestaw pomocy na dzień. A te dzieci nie tylko mają różne problemy, ale też różnią się wiekowo. Najstarsze ma 9 lat, najmłodsze 2. Zupełnie inaczej się z nimi  pracuje. Co oczywiście jest ciekawe, ale też wyczerpujące.

   Wrócę późno. Podsumuję miesiąc. Wyślę faktury. Wysłucham webinaru. Dzięki Ci Panie, za szkolenia online! Czy będę mieć siłę na cokolwiek? Może lampka wina...

środa, 25 stycznia 2023

Przykleimy plasterek

 
 "Cześć, Ty też chodzisz do pani Ewy?" "Skąd wiesz?" "Mamy taki sam plaster" Nie wiem czy tak jest, ale tak sobie to wyobrażam.  Bywa odwrotnie. "Proszę pani, ja chcę pomarańczowy, bo Tomek ma taki!" Plaster pod brodą to znak rozpoznawczy moich pacjentów.
    Kinesiotaping jest metodą wspomagającą, często stosowaną przez fizjoterapeutów. Jak działa? Różnie, w zależności od rodzaju taśmy i zastosowanej techniki. Twórca metody, Kenzo Kase chciał wspomagać mięśnie sportowców. Ale taśma przecież jest nakładana na skórę i na nią działa. Jak? Unosi ją lekko, tworząc przestrzeń do przepływu limfy. Oprócz modelu skórnego jest też model powięziowy, energii (związany z meridianami i punktami akupunkturowymi) i model mieszany (uwzględniający wszystkie powyższe)
   U siebie stosuję elastyczny terapeutyczny taping wg Esther de Ru. Używam taśm elastycznych sprawdzonych marek. Dzieci lubią kolory, ale im więcej barwników, tym więcej chemii i tym mniej rozciągliwy jest plaster. Do wyboru mam więc jednokolorowe: pomarańczowy, niebieski (cieszący się największym wzięciem) i "skórowy" (czyli beżowy). Kolor nie wpływa na efekty terapii, ale może wpływać na samopoczucie. Znacie test o-ring? Należy zrobić kółko z palca wskazującego i kciuka. Doświadczyłam tego. Badająca rozerwała moje kółko kiedy myślałam o  nielubianych kolorach. Dlatego pozwalam dzieciom wybrać. Danie wyboru jest też pułapką na tych, którzy plastra nie chcą. Nie pytam czy nakleić, pytam który nakleić.
   Większość moich pacjentów ma problem z pionizacją języka. Dlatego naklejam niewielki prostokąt pod brodą. Rozluźnia to mięśnie dna jamy ustnej i stymuluje czubek języka. Czasem dobrze działa oklejenie linii żuchwy, z obu stron rzecz jasna.
   Częstym problemem jest otwarta buzia. Aby temu zapobiec można stymulować mięsień okrężny ust (raczej nie oklejam) lub żwacz. W tym drugim przypadku plaster jest bardziej widoczny, bo umieszcza się go na policzkach.
   Plastry są hipoalergiczne. Jeszcze nie zdarzyło mi się uczulenie. Ale na wszelki wypadek zawsze stosuję plaster testowy, na ramieniu. Jeśli po 3 dniach nie ma wysypki czy innych objawów, mogę okleić twarz.
   Jak traktować plaster? Normalnie. Można się w nim kąpać i wycierać ręcznikiem. Lepiej nie pocierać i nie natłuszczać- może się oderwać. Jest elastyczny, nie ogranicza ruchów. Dzieci najbardziej boją się zrywania. Niepotrzebnie, schodzi całkiem łatwo. Czasem odpada sam. Moim pacjentom zalecam, żeby nie nosili go dłużej niż 3 dni.

wtorek, 17 stycznia 2023

Najtrudniej zacząć

    Dzwoni domofon. Byliśmy umówieni, więc wpuszczam. Otwieram drzwi do gabinetu i czekam. Wchodzą. Rodzice i dziecko. Dorośli jakby lekko zdenerwowani, pocierają dłonie, rozglądają się niepewnie. Nie wiedzą czego się spodziewać. Chyba myśleli, że będę w fartuchu, wykonuję przecież zawód medyczny. Trzylatek nie ma oporów- przebiega obok mnie, pędzi do zabawek. Zatrzymuję go, witam się, mówię o zasadach. A te są proste: do części głównej nie wchodzimy w butach i najpierw myjemy ręce. Dlaczego boso? Bo często bawimy się na podłodze, nie chcę niepotrzebnie brudzić. Poza tym lubię stymulować stopy, dzisiejsze dzieciaki rzadko mają okazję poczuć podłoże. Mycie rąk wydaje się oczywiste, ale nie dla wszystkich. Niektórzy przychodzą prosto z piaskownicy niestety. 

   Teraz możemy się zacząć bawić. Dzieci chętnie nawiązują kontakt w zabawie, a ja mam okazję do wielu obserwacji (nie tylko mowy). Kiedy dziecko ufa mi już wystarczająco, zakładam rękawiczki. I słyszę jęk: "Boże, zaczyna się" To nie dziecko jęczy. To rodzice są przerażeni. I przekazują dziecku swoje emocje. Zupełnie niepotrzebnie. Zakładam na palec wielkie oczy, robię kukiełkę, która z dzieckiem rozmawia. To ona zajrzy do buzi. Dziecko jest zafascynowane. Otwiera buzię ze zdumienia, co oczywiście skrzętnie wykorzystuję. 

   Nie zawsze się udaje. Niektóre dzieci mają złe doświadczenia i dźwigają lęk rodziców. Wtedy oswajamy rękawiczki. Bawimy się nimi. Robimy balony i podbijamy. Malujemy na nich buźki. Dmuchamy w kubek i wyskakuje z niego Felek R (albo królik czy inne zwierzątko). Bywa, ze wystarczy zmienić kolor rękawiczek.

Felek R

   Czas na rozmowę z rodzicami. Przed spotkaniem wysłałam im ankietę, zadaję pytania uzupełniające. Najtrudniejsze pytanie w ankiecie: "Proszę szczegółowo opisać trudności dziecka". W odpowiedzi dostaję ogólniki. Rodzice wiedzą, że coś jest nie tak, ale co konkretnie? Bardzo trudno ubrać swoje obawy w słowa. Dlatego rozmawiamy. W trakcie rozmowy często słyszę: "A tak, rzeczywiście tak było", "Ma Pani rację, teraz sobie przypominam". Potrzebują naprowadzenia, a może tylko skupienia na szczegółach. A szczegóły są bardzo istotne.

"Jakie leki brała Pani w ciąży?" 

"Nie brałam leków"

"A euthyrox?"

"No tak, euthyrox brałam"

Kiedy wiem już wystarczająco dużo, mówię jakie są moje wnioski. Czasem do pełnej diagnozy potrzebuję konsultacji z innymi specjalistami. Przedstawiam plan działania, tłumaczę co można zrobić w domu. Decyzja należy do rodziców.